środa, 6 maja 2015

Od Dimitriego

Przewracając się kolejny raz w swoim ciepłym łóżku przyfasoliłem w podłogę. Była twarda, a ja nie spadam na cztery łapy...
Zerknąłem na zegarek. Była dopiero 12-sta. Mogło się to wydawać późno, ale dla kogoś kto do świtu biega po lesie jest wcześnie. Wstałem na dwie nogi i przeciągnąłem się. Otworzyłem drzwi na korytarz. Pierwsze kroki skierowałem do małej łazienki. Spojrzałem w lustro i opłukałem twarz lodowatą wodą. Rozczochrałem jakoś włosy i przebrałem się. Na polu świeciło słońce, mimo to założyłem długie spodnie i ulubioną bluzę. Słuchawki i trampki jak zawsze. Przekroczyłem próg kuchni. Powitał mnie okrzyk, który do końca mnie wybudził. Podleciał do mnie biały ptak.
-Głodny?-spytałem i lekko się uśmiechnąłem- Mógłbyś się sam nauczyć gotować. Twoje skrzydła mają 145 centymetrów rozpiętości zrobiłbyś coś z nimi.
Ten tylko podszedł do lodówki i kiwnął głową. Otworzyłem jej drzwiczki, a samiec wleciał i zabrał jakieś mięso. Zabrałem skrzypce i poszedłem w kierunku drzwi.
-Okno masz otwarte, będę koło centrum-rzuciłem przez ramię wychodząc i zamykając na klucz mieszkanie. Zszedłem z 4 piętra bloku na Dzielnicy Huff. Założyłem słuchawki na uszy i włączyłem radio w telefonie. Akurat szła jakaś piosenka. Wsłuchałem się w nią i ze skrzypcami w futerale podążałem brzegiem ulicy.
Jakieś samochody mijały mnie od czasu do czasu. Im bliżej centrum byłem tym ich przybywało. Maszyn i ludzi...
Podszedłem do mojego stałego miejsca pracy i położyłem pusty już futerał na ziemię. Trzymając skrzypce zacząłem grać. Niektórzy przechodnie wsłuchiwali się w melodyjny rytm, drudzy podążali dalej, a trzeci wrzucali coś do futerału....
Jeszcze jakiś czas przygrywałem. W końcu, po jakimś czasie przyleciał Vays. Sokół o długości 65-ciu centymetrów wylądował koło mnie i zaczął wyprawiać te swoje głupoty. Biały ptak najwyraźniej wzbudził sensację bo w jednej chwili ludzi było masa. Zebrało się trochę pieniędzy. Około godziny 15-nastej ludzi było coraz mniej. Odłożyłem skrzypce, a pieniądze schowałem do kieszeni. Wziąłem instrument i ruszyłem dalej zostawiając przyjaciela. Jak zwykle poszedłem do kawiarenki na jakiś obiad, czy śniadanie...


<Ktosiku?>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz